Ha! W szpitalu gadałam z księdzem. Nie dlatego, że jak trwoga, to do boga. Po prostu poczułam, ze się rozpadam zdrowotnie i postanowiłam zrobić porządek. Powiedziałam księdzu, ze w zasadzie nie jestem wierząca, ale ze jestem wychowana w wierze katolickiej, do buddysty raczej się nie zwrócę. Miałam księdzu coś do powiedzenia, on mnie wysłuchał, udzielił rozgrzeszenia i otrzymałam komunię. Najpierw jednak była pokuta, ksiądz zapytał, czy umiem się pomodlic. Byłam przygotowania, czyli Ojcze Nasz i Zdrowaś. Ksiądz przewodził, a ja dałam radę.
Kolega, któremu te historie opowiedziałam, orzekł, ze zmanipulowałam księdza. Ale to nieprawda i bardzo księdzu dziękuję i go szanuję.