Robota tzw zawodowa ostatnio idzie marnie, oj marnie. Dobrze, że pracuję zdalnie, nie zniosłabym pana dyrektora wzroku duszonego łabędzia. Ten wyrzut, ten żal, ta pretensja...
Wykonuję pracę, która jest łatwa i średnio przyjemna, ma ten minus, że wymaga się wyników. Były, a jakże, ale wcześniej, a teraz przestały być, tak to już tu bywa i w moim przypadku nie zależy od lenistwa, gapiostwa ani braku chęci.
Wykonuję tę pracę, ponieważ potrzebuję pieniędzy, po prostu. Życie, jak już wspominałam, mnie nie oszczędzało i nadal nie oszczędza, więc walczę. Czy cholerny los nie mógłby mnie raz a porządnie wynagrodzić za wszystkie cierpienia?
Marzę o dobrobycie, świętym spokoju i braku trosk, czy to tak wiele??? ;)