Koty

 Jeden z blogów mnie natchnął, było o kocie. A czy u mnie kiedykolwiek, nie pamiętam, a to tak ważna osoba. Wszystkich dziwi, że nie posiadam psa, bo przez większość życia miałam  całe stado psów i kotów. Tak się jednak porobiło, że ostałam się przy jednym kocie i na razie nie ma mowy o modyfikacji tego stanu.

Mój kot Julian ma 8 lat i przybył do mnie w bardzo ciężkich chwilach po śmierci męża. Nie ukrywam, to miała być moja pocieszka. I jest! Tyle, że charakter to on ma po dzikim przodku, nie będę się rozpisywać, bo powie, że go szkaluję. Jakoś się dogadujemy. Kocham kota, to mój towarzysz niedoli, on mnie też bardzo kocha i uważa za swoją matkę.

Było tak, koleżanka wiedząc, że poszukuję, przekazała wieść - są małe u jej znajomej, przysłała fotę. To było to! Małe miały cztery tygodnie, więc trochę wcześnie na odrywanie od mamci, ale co szkodzi pójść i zapoznać się z tematem. Okazało się, że kocia matka wraz z trojgiem potomstwa przebywa nie w domu, a w biurze rachunkowym. U pań, które kotki przygarnęły, mieszkał w domu groźny owczarek, nie gustował w kotach...

Patrze, te małe takie śmiałe - mój i dwie siostry. Płci żeńskiej nie brałam pod uwagę, bo nie miałam zamiaru użerać się z operacjami na dzień dobry, a przecież trza wykastrować. Łażą wszędzie, juz prawie pokonały schodki na podwórko, o nie!

Który to? Capnęłam, popatrzyliśmy sobie w oczy i rzekę - zabieram. Przestraszyłam się, że małe mogą czmychnąć, a panie, skądinąd fundujące im świetna opiekę - tego nie zauważą. Jedna z dotychczasowych właścicielek kociej młodzieży, ta młodsza, w płacz.

Zaczął padać deszcz, koleżanka, która mnie podwiozła i miała swoje dzieci w samochodzie zawołała: Patrycja, chcesz go oddać czy nie? Pani Patrycja: chcę buuuu. Jak wspominam - trochę to śmieszne było, w szybkim tempie uiściłam złotówkę, wsadziłam kota do torebki - zwykle naszam takie większe i wybiegłyśmy. Deszcz płakał, Patrycja płakała, a ja się śmiałam, też trochę przez łzy.

Jesteśmy ze sobą do dziś i niech tak jeszcze długo będzie. Amen.

Ostatnio jednak bardzo smutna wiadomość, moja bardzo bliska koleżanka wzięła małą kotkę, ale jest ona chora. Jakiś wirus powoduje zapalenie otrzewnej i kot umierający, może już go nie ma.

Miałam podobną historię z małym kotkiem, tym przed Julkiem. Wspaniały, kochany, wszystkich uwielbiał, nie miał fochów, bawił się pięknie, nawet mój mąż go polubił, choć generalnie za osobami kocimi nie przepadał. Dożył siedmiu miesięcy, zachorował, wątroba odmówiła współpracy, nie było ratunku. weterynarz twierdził, że zatruł się w domu czymś, ale to nieprawda. Potem inna lekarka twierdziła, że mógł chorować wcześniej. Nie zgłębiałam tematu, ale wspominam go i nigdy nie zapomnę.

NERWY

 Mam straszliwe nerwy, nie potrafię sobie z tym poradzić, zawsze tak było, ale przecież mam powody. Cukier mi urosnie na pewno, a może i ciś...