Rękodzieło

Zawsze mnie fascynowało rękodzieło, piękne rzeczy wytworzone własną ręką. Chciałabym móc do tego wrócić, nie martwić się o zdobywanie pieniędzy i robić to, co lubię. Próbowałam różnych rzeczy, ostatnio sutaszu. Szło mi dobrze, ale to początki i nie miałam możliwości rozwinięcia skrzydeł, trza było iść do pracy. A tu trza trenować, wyrabiać pewną rączkę, obmyślać wzory, dobierać kolory i kamyczki. Jeśli dożyję chwili, gdy będę mieć trochę wolnego czasu, zajmę się rękodziełem i będę chodzi do kina. Pewnie dopiero na emeryturze, tylko kiedyż ona dla mnie nadejdzie :(.

Choroba

Położyło mnie choróbsko. I wcale nie jakieś wirusy zimowe, jeno kręgosłup szyjny. Boli, muszę zjadać chemię, doktory niezbyt jednolite w swoich pomysłach leczenia tego. Mam zrobić rentgen - zrobię - i poddać się rehabilitacji - nie zrobię, bo niby kiedy? Na NFZ za rok, a po pracy prywatnie nie mam czasu. Może mi przejdzie, siedzę na zwolnieniu do świąt, oby kurna nie dłużej, bo zwariuję. Już widzę minę szefa, ostatnio ciągle wyglądał, jakby miał stado hemoroidów krwawiących w doopsku. Wiem dlaczego, wszystkie jego pomysły nie wypaliły, umarły zresztą śmiercią naturalną, a ciągle powiększające się grono pracowników zapowiada zmianę posady. He he, zostanę im ja :)).

Święto Zmarłych

Wyjątkowo mi smutno z okazji święta tego roku. Długo wczoraj płakałam. Zbigniew jest w moim sercu, ale wydawało mi się, że coraz bardziej zamienia się w obraz. Jednak nie, może to i lepiej - boli, ale nie jest obrazem, jest kawałeczkiem mojego własnego serca.
Byłam wczoraj, a jutro do rodziny na Osobowice z mamą. Niezwykle to wszystko smętne, te wszystkie zawirowania i samotność.

Nerwy posiadam

Nie mam spokoju, a nie mogę powiedzieć, by była to moja ulubiona sytuacja życiowa. Byli dziś znów ewentualni nabywcy :), matka przeglądała mieszkania i biadoli, jak też się w tym kurniku (mieszkaniu w bloku) pomieścimy. Ale okazuje się, że jest dużo możliwości. Trza się będzie "ścieśnić" i tyle. Teraz klamoty rozstawione na hektarach, przy przeprowadzce się je wywali. Fakt, że posiadam dużo ubrań, trza będzie pomyśleć. Brak mi męskiej osoby do zadań technicznych, ale skąd go wytrzasnę? Nie ma, to nie ma, należy sobie poradzić samej. Jak mawia rodzicielka - będzie, co ma być. I tak najlepiej do tego podejść, żeby się nie wykonczyć nerwowo.
W pracy nie wspomnę, wciąż nerwowa sytuacja - mnóstwo zadań, minimum szkolenia, wzięłam projekty do domu, jutrzejsza niedziela na straty - będę się wdrażać. Przy mojej znikomej inteligencji prawno - przepisowej marnie to widzę, ale już niejednokrotnie się przekonałam, że to, co najpierw się wydaje strasznym i niezgłębionym, w miarę ogarniania jakoś się przejaśnia. Pieniędzy z tych nowych pomysłów nie będzie na pewno, ale do tego już się przyzwyczaiłam. To i tak nie moja bajka, tylko mus, więc nie mam w zamiarze jakoś szczególnie się napinać.
Poza tym niestety brak podniecających szczegółów w mym życiu. Ewka stwierdziła, że jestem zakupoholiczką - kupuję raz w miesiącu dwie sztuki odzieży :), co w takim razie powiedzieć o niej???!!! Faktem jest, że to najbardziej fascynujące momenty, jakich od wielu miesięcy doznaję, więc trza korzystać, bo może ich wcale nie być ;).
A propos mężczyzn, obecnie nie odmówiłabym towarzystwa jakiegoś miłego pana; chciałabym się poczuć trochę bardziej bezpiecznie czując wsparcie. Ale to zdaje się marzenie ściętej głowy. Nie poszukuję, bo nie mam tego w charakterze, zresztą gdzie miałabym szukać, w internecie??? No więc odczuwam strach przed życiem, decyzjami i zagrożeniami i czuję się w tym osamotniona i nieszczęśliwa.

Pośredniczka

Zaczyna mnie to dziewczę wyprowadzać z równej wagi. Te jej "manipulacje" - niemowlę na manewrach. Dziwne, pośrednik w dzisiejszych czasach powinien się orientować, jaki jest ruch na rynku i z jakiego powodu tak a nie inaczej idą sprawy. Ja wiem, a ona nie, doprawdy zastanawiające... Najpierw zresztą twierdziła, że trzy miesiące na sprzedaż domu to mało, wczoraj wypaliła, że dłuuugo i że zaniżamy statystyki jej osiągnięć. Zaproponowałam, żeby z nas zrezygnowała - to nie. Dlaczego??? Dała nam do zrozumienia, że zbyt mało CHCEMY! Ło matko i córko, toż domy w naszej dzielnicy jak stały, tak stoją - nikt się nie rzuca, chyba jedynie na superokazje, a w naszym przypadku takowej nie ma, w każdym razie w tym momencie. Skończy się na tym, że ją wywalę.

Praca

Niedziela się kończy, jutro znów do tej durnej pracy. Nie dość, że to zupełnie nie moja bajka i muszę się tym gównem zajmować, żeby przeżyć, to jeszcze cyrk na kółkach. Gdy przyjmowałam się do pracy półtora roku temu, było zupełnie inaczej. Potem były awantury, pierdolamento o ratowaniu kancelarii, nowy szef, nowe pomysły, a raczej milion pomysłów naraz. Szkoda tylko, że mimo szumnych zapowiedzi nie ma szkoleń, ale są wymagania! Zamiast szkolenia - mail, żenada. Mam umowę do połowy czerwca, więc na razie siedzę, ale nie jestem pewna, czy mnie nie wywalą, albo czy ja już nie zdzierżę tego syfu i nie pójdę w cholerę. Jak na razie niby spoko, ale zdążyłam się zorientować, że tam sentymentów nie ma; wprawdzie mam całkiem dobre wyniki, ale różnie to bywa. Na samą myśl chce mi się rzygnąć i ogarnia mnie wściekłość. Najprzyjemniej pracowało się, gdy przez pewien czas było bezhołowie, nikt nikogo nie kontrolował, nie słuchał. Każdy miał swoje zadania, na których się znal i wykonywał poprawnie. Nie było problemów. Sprowadza się to wszystko do tego, że lubię dobrze wykonywać swoje obowiązki, a nie zawsze przez panujący burdel mogę, co mnie frustruje.

Było i jest

Było zielono, jest niebiesko.
Zmiany, zmiany, a może zastój, a może... eeee? Raczej zastój mimo wszystko, mimo pozorów. Lubię zastój, ale na moich warunkach. Niestety, warunków nie stawiam ja, choć ciągle, ciągle bardzo o tym marzę. Od kiedy pamiętam, zawsze marzyła mi się różdżka maga. Mag to moja ukochana karta tarota. Magiem nigdy nie byłam, raczej ofiarą losu i w moim przypadku tarocianym głupkiem, który nigdy nie wyrasta, nie dorasta ani nie mądrzeje, pędzi w kierunku wieży.
Pożeram czekoladę, choć mi nie wolno, w każdym razie nie w dużych ilościach. Zjadłam już większą część tabliczki i nie żałuję :).
Wracając do mojej orientacji życiowej, a raczej jej braku - zawsze winiłam za to okoliczności i należy przyznać, że miałam rację. Heroicznego wysiłku wymagało ode mnie, abym upodobniła się do innych ludzi. Już mi tak na tym nie zależy, w każdym razie w o wiele mniejszym stopniu, niż kiedyś. Doszłam do tego, że ludzi nie lubię, po cholerę miałabym się  do nich upodabniać, ale kiedyś myliłam bycie jednym z nich z możliwością życia w ogóle. Po części tak jest rzeczywiście, ale tylko po części, zrozumiałam to jednak zbyt późno i teraz walczę, aby się utrzymać na powierzchni tegoż życia, które dla mnie usłane jest kolcami róż - od zawsze.

NERWY

 Mam straszliwe nerwy, nie potrafię sobie z tym poradzić, zawsze tak było, ale przecież mam powody. Cukier mi urosnie na pewno, a może i ciś...