Mam straszliwe nerwy, nie potrafię sobie z tym poradzić, zawsze tak było, ale przecież mam powody.
Cukier mi urosnie na pewno, a może i ciśnienie tfu tfu.
Doskwiera mi zimno i brak możliwości działania. Ślisko i bez sensu. Ponoć do 10 grudnia, potem ma się ocieplić, ale to dopiero początek zimy, jakby nie było. W dodatku znów zaraza panuje, więc ja jako stara, zmurszała, z astmą i cukrzyca musze się strzec. Wprawdzie obecny wirus ponoć niejest taki straszny, ale nie dla wszystkich... Czytałam, ze kilka osób zmarło z powodu samego wirusa, nie mieli chorób dodatkowych... Bliżej wiosny trza będzie się jednak ruszyć, by nie zwariować. Szans na bycie rentierem raczej nie mam.
Tak wiec czeka mnie dość nudny czas, a ja mam niski próg znudzenia. W kinach nie widzę jak na razie niczego ciekawego. Malwina mnie ciągnie na "Uwierz w Mikołaja". Cóz, muszę się ofiarować, tyle, ze nie możemy się zgrac. W grudniu trza to załatwic, tym bardziej, ze mam dla niej prezent świateczny i muszę wręczyć.
Na razie jedyną rozrywką jest lektura, czytam kryminały, to mnie trzyma przy życiu :).
Ha! W szpitalu gadałam z księdzem. Nie dlatego, że jak trwoga, to do boga. Po prostu poczułam, ze się rozpadam zdrowotnie i postanowiłam zrobić porządek. Powiedziałam księdzu, ze w zasadzie nie jestem wierząca, ale ze jestem wychowana w wierze katolickiej, do buddysty raczej się nie zwrócę. Miałam księdzu coś do powiedzenia, on mnie wysłuchał, udzielił rozgrzeszenia i otrzymałam komunię. Najpierw jednak była pokuta, ksiądz zapytał, czy umiem się pomodlic. Byłam przygotowania, czyli Ojcze Nasz i Zdrowaś. Ksiądz przewodził, a ja dałam radę.
Kolega, któremu te historie opowiedziałam, orzekł, ze zmanipulowałam księdza. Ale to nieprawda i bardzo księdzu dziękuję i go szanuję.
Tyle się działo, a wszystko w zasadzie bez znaczenia.
Nudy, w maju się pochorowałam, odpuściłam w cukrzycy, w dodatku wdało sie zapalenie płuc i wylądowałam w szpitalu w śpiączce.
Wyszłam z tego w zasadzie bez szwanku, muszę brac insuline, ale jak będzie, to się zobaczy. Będę szukać pracy, lubię wyrzucac pieniądze w błoto, a teraz już nie za bardzo mogę. Nie to, zebym miałam umrzeć z głodu, ale co to za przyjemnosc szanowac pieniądz. Pieniądz słuzy do sprawiania sobie przyjemności.
Zobaczymy, czy się uda. No i najwazniejsze, czy bede mieć siły. Zauwazyłam, ze trochę straciłam na powerze, ale też może to wynik bezruchu.
Juz dawno po lecie. Zmiany w domu, bo matka doznala malego udaru, potem długo dochodziła do siebie, po drodze mnostwo wizyt lekarskich.
Teraz jakoś funkcjonuje, ale obrażona, bo chcialaby zostać naprawiona, byc samodzielna i bardziej mi dokuczac. Te fochy, furie nie wiadomo o co. Ona z charakteru jest wredna i złośliwa, a mnie przez większośc życia nienawidziła jak psa. Z wzajemnością, a jakże.
Przez jakiś czas, gdy Zbyszek chorowal, a potem zmarł, zachowywała się w miarę przyzwoicie, ale nigdy jej nie dowierzałam, bo jest fałszywa i podstępna.
Teraz jest zalezna ode mnie i nic na to nie poradzi, jeszcze próbuje podskakiwac, ale mam nadzieję, ze niebawem całkiem straci powera, bo chciałabym mieć trochę świętego spokoju.
Zastanawiam się, jak długo to potrwa i w jakiej postaci. Jak znam życie, będe przy niej uziemiona jeszcze wiele lat, kosmos. Wszyscy, ale to wszyscy z rodziny i znajomych już poszli, a ta mimo wielu chorób trwa. I narzeka.
Mija rok, a nawet dłużej, odkąd mieszkamy na nowym adresie, w mieszkaniu w bloku, a nie we wstrętnej willi - rozległej, śmierdzącej starością i odległej od wszelkie cywilizacji.
Jest cudnie, czysto, cicho, blisko do sklepów i komunikacji. Zieleni nie brakuje, z okien można napawać wzrok widokiem na działki, nawiasem mówiąc te same ktore mialyśmy obok willi hihi. Nie jest to duża odległosć. Znajomi wyrywaja się z pomysłem, ze na pewno obok powstaną następne bloki, ale nie! Nad działkami są linie wysokiego napięcia, a zaraz za nimi poligon i niczego wiecej już tu nie bedzie się budować. Dorwałyśmy kiedys taki spis działek " do odebrania", naszych nie ma.
Kazia oczywiście wykrzywiwszy facjatę - ostatnio to u niej jakaś norma - orzekła, ze na pewno jest mi żal domu. Cóż, Kazia zawsze wie najlepiej, a ostatnimi czasy wyraźnie jej się pogarsza w temacie WIEM LEPIEJ. Tak to jest, jak ktoś pochodzi z Kocmyrza i wychował się w lepiance, a ostatecznie wyladował w kamienicy poniemieckiej na 3 pietrze czyli bez windy. Wtedy wyobrażenia o domu są piękne. Poza tym Kazia ma męza, który zająłby się takim domem, ja nie. Ale Kazimiera i tak wie lepiej. na starość zrobiła sie zgorzkniała i złosliwa, pożałuje, ze mnie wkurza.
Wracając do naszego mieszkania, Mama i tak gdy chce się wybrać gdzieś dalej, musi korzystać z dyliżansów, nogi i równowaga słabo oj słabo. Wkurzona, ze skazana na mnie, ale cóż zrobic, pesel nieubłaganie wskazuje stan zepsucia towaru, a Danuta skonczyła niedawno 88, więc jest jak to mówi stara jak żółw albo starsza od węgla. Jak jej powiedziała jedna z lekarek, powinna się cieszyć, że porusza się o wlasnych nogach. Ale Danuta i tak obrazona ;))).
Z powodu zarazy i niezbyt dobrego stanu zdrowia rodzicielki lato postanowiłam spędzić w mieście. Niestety, w dużym stopniu przeszkodziły mi upały, a takze remont mostu Zwierzynieckiego. mialam bowiem zamiar iść do ZOO, wykupić abonament i często odwiedzać panstwa zwierzyńskich. Niestety, dojazd jest utrudniony, a ja utrudnien nie znosze .
No, ale nie było źle, ogród botaniczny, Ostrów Tumski, statek po odrze, jednego dnia przyjechała na 1 dzień Donata i ku jej radości cały dzien miala wypelniony, zwiedzaniem, był czas na odpoczynek, kawkę z ciastkiem nad Odrą i wsystko inne jak wyżej. Bardzo mi miło, ze mogłam ją ugoscić i mam nadzieję, ze uda się to powtórzyć.
W sumie lato było dość udane, a teraz na kilka dni ma powrócić, to najwazniejsze!
Moja koleżanka z dawnych czasów, gdy za młodu pracowałam w stacji krwiodawstwa, moja pierwsza praca. Ducha, czyli po prostu Danuta - z czasem przylgneło do niej to przezwisko, już nie pamiętam, skąd sie wzięło, chyba jej szwagier tak się do niej zwracał.
Mówiłyśmy do siebie: pani Ducho i pani Małgocho😁...
Od lat mieszka w Stanach, co kilka lat zjawiała sie w Polsce - sprawy rodzinne, a wtedy sie spotykałyśmy. Wymienialyśmy tez maile, ostatni przed zarazą. Teraz bardzo chciałabym się dowiedzieć, co u niej, czy udało sie zawalczyć z wirusem.
Cóz, niestety nie otrzymałam odpowiedzi i obawiam sie, ze wydarzyło sie cos złego w jej rodzinie, w koncu w obecnej rzeczywistosci nie można wykluczyc nieszczęścia związanego z pandemia.
Jak na razie cisza, próbuję nie tracić nadziei.
Znów nowy wariant... Pewnie znów dopadnie mnie smutek, ale zrobię wszystko, by mnie nie pozarł, bo to szkoda czasu na rozpacze z powodów zaraźliwych.
Nie chadzam obecnie do galerii, do kina ani innych kulturalnych przybytków, co mnie wkurza. Czekam na wiosnę, można bedzie się przejsć spacerowo, odwiedzić parki, wystawy tak, by nie zbliżać sie do ludzi.
Nie używam szczepien z powodów zdrowotnych czyli przeciwwskazan lekarskich. Co do tych ostatnich, teraz jakby nieco doktory zmieniają optykę. Cóż, trza używac własnego rozumu i zadawać pytania np a co będzie jeśli przydarzy się to albo to?...
To już wolę izolację, i tak już będe się oglądać za siebie, nosić maske niczym Azjaci i obawiać nawet, jeśli sytuacja sie poprawi znacznie. Cóz, ma sie lepszą orientację w tych sprawach wirusowych ze względu na wykształcenie, a to powoduje, że trza z tej wiadomości korzystać.
Hurra hurra wracam chyba na dobre do stukania na blogu. Lubię to, można napisac, co się mysli :)))
Co do konkretów, mieszkamy w nowym cudownym mieszkaniu i nie pamiętamy trudów i męki obsługiwania tego antycznego dziadostwa willi naszej pohitlerowskiej.
Nigdy nie pałałam chęcią posiadania domu, a całe życie w takowym mieszkałam. Tak zwane dbanie o domostwo napawało mnie odrazą. na koniec jeszcze, gdy już ojca i Zbigniewa zabrakło, spadło na mnie koszenie trawy no fuj.
W sprzedazy pomogła pandemia, ludziska niektórzy posiadają duzo gotówki tudzież zdolnosć kredytową i w obecnych warunkach chętnie wyskakują z pieniędzy zakupujac nieruchomości. W naszym przypadku zakonczyło się gęganie, marudzenie, chęc oskubania nas, wszystko poszło gładko, dom kupili panstwo którzy sami na co dzien zajmują sie deweloperką, wiec dadzą rade. Remont już na ukonczeniu, poszło błyskiem, ludzie młodzi, zamożni, obrotni, no i na zdrowie!
A my tu, mama chodzi i głaszcze, głównie grzejniki - ciach i grzeje, w druga stronę - przestaje!
Jedynie po po porzuceniu pracy nieco gorzej z funduszami. Dysponuję niestety niezbyt imponującą emeryturą i choć choć nie musze się ograniczać wyłącznie do niej, powinnam oszczędzac.
Trochę się obawiam jak wszyscy o los zasobów, nie są one specjalnie duże, ale zawsze, a w obecnych czasach nie wiadomo, co będzie.
Nie powiem, wydałam nieco na moje piękne ubrania, dodatki i przede wszystkim obuwie. Nie żałuję!!! Musiałam uzupełnic garderobę, schudłam i trudno, żebym chadzała w worach albo starych szmatach. Obecnie nie muszę się martwić, wszystko mam i w dobie zarazy i trudności z tym związanych mogę się smiać.
Pragnęłam świętego spokoju i go mam! A co do reszty - nie mam na wszystko wpływu, więc staram sie zachowac dystans i równowagę,
Co najważniejsze - kocur pokochał mieszkanie, szczęśliwy, więcej je, nieco nawet przytył, leniwy jak zawsze ale zdarza sie ze urządza dzikie biegi. Takie zachowanie świadczy o tym, ze się dobrze w nowym miejscu czuje i jest tu szczęśliwy, zatem wszyscy troje jesteśmy w tym temacie zgodni.
Wracam tu po dłuższej przerwie, od tamtej pory wszystko się zmieniło, mam nadzieję, że na lepsze.
Jak będzie to się okaże, ale w tej chwili ruszyło się w dobrym kierunku.
Sprzedałyśmy dom i kupiłyśmy mieszkanie, na razie umowy przedwstępne, ale juz w czerwcu właściwe, Wyprowadzamy się w pierwszej połowie sierpnia.
Ta przeprowadzka jeży mi trochę włos na głowie, ale przy pomocy dobrych ludzi i firmy przeprowadzkowej damy radę.
Wszystko sie w tym starym domiszczu psuje, więc najwyższy czas!!!
Psują sie też moje skarby elektroniczne, padł komputer, telewizor, czytnik...
Kompa kupiłam nówkę sztukę, czytnik dostanę od rodzicielki na imieniny, a telewizora i tak nie używałam właściwie, więc z tym koniec.
Z cukrzycą walczę, biorę leki p/depresji - niestety, skutek pandemii, izolacji, niekończącego się smutku.
Prace wreszcie porzuciłam, mam trochę grosza, poza tym cos przecież zostanie ze sprzedaży, może za kilka miesięcy poszukam sobie jakiegoś zajęcia, ale to w tej chwili mało ważne. Bardziej interesuje mnie powrót do rękodzieła, zawsze sie tym zajmowałam, jestem uzdolniona.
Mam na myśli działania amatorskie i przyjemnościowe :))).
OBY SPEŁNIŁY SIĘ MOJE PLANY!
Mam straszliwe nerwy, nie potrafię sobie z tym poradzić, zawsze tak było, ale przecież mam powody. Cukier mi urosnie na pewno, a może i ciś...